Boso po piaskach Krabi

Od rana piekielny upał. Myślę nawet, że słowo “piekielny” nie oddaje w pełni jak bardzo jest gorąco. Skorzystanie z toalety uniemożliwia ogromny pająk rezydujący w sedesie.

Mieliśmy dziś płynąć na 4 godzinną wycieczkę łodzią po okolicznych wyspach (300 bht/osoba), w tym Chicken Island ze skałą w kształcie kury, ale… nie mamy siły i trochę boimy się słońca na pełnym morzu. Znów płyniemy leniuchować na Pranang Cave Beach. Po drodze kupujemy bilety na dalszą podróż- jutro o 17:30 będziemy już na Koh Phangan położonej po wschodniej stronie Tajlandii. Dziś jedzenie, pływanie, małpki, drzemka, książka i piwo z pływającego marketu (sklepo- łódki). Totalne lenistwo. Już we czwórkę. Część ekipy popłynęła dziś do Ao Nang skąd jutro ruszą w stronę Singapuru.

Tyle już zobaczyliśmy, tyle przeżyliśmy- aż trudno uwierzyć, że przed nami jeszcze cały tydzień wakacji. Nagle zrywa się ulewny deszcz, co za ulga!

Coraz częściej widzimy kobiety w burkach i coraz mniej sklepów ma w swoim asortymencie alkohol, który z każdą wyspą robi się coraz droższy. Coraz rzadziej spotykamy buddyjskich mnichów, coraz więcej wpływów muzułmańskich zauważamy. Zwyczaj zdejmowania butów przed progiem jest obecny w obydwu kulturach, ale im dalej na południe podróżujemy, tym co raz więcej miejsc obejmuje. Na wyspach chodzimy boso nie tylko w barach, ale i w sklepach spożywczych. Niesamowite jak szybko człowiek adoptuje się do nowych warunków. Już nie przeszkadza zimny prysznic, mrówki w umywalce i jaszczurki na ścianie, kafelki na sklepowej podłodze przynoszą stopom ulgę swoim chłodem, już nie odstręczają brudem i nie straszą chorobami. Wchodzę boso do toalety w barze- trzy tygodnie temu nie zaczerpnęłabym tu nawet oddechu. Na dobranoc obserwuję mrówczy szlak handlowy w łazience, szczebiot jaszczurki w pokoju zwiastuje noc bez komarów.

Dodaj komentarz