Trekking- dzień drugi

Śniadanie na skąpanym w słońcu tarasie i przez wioskę Lahu ruszamy w dżunglę. Dziś jest lżej bo idziemy w dół. Opowiadamy Gavinowi o Powstaniu Warszawskim, on nam o swoich szkockich korzeniach. Richard odsłania przed grupą swoje zdolności aktorskie parodiując naszego przewodnika. Jest prześmieszny! Chwila relaksu nad lodowatym wodospadem i dalej w dół, wzdłuż strumienia. Na końcu wyprawy czeka na nas raftingowa przygoda.

 

 

Obóz raftingowy znajduje się w miejscu, gdzie nurt rzeki jest bardzo wzburzony i usiany wielkimi głazami, których szczyty złowrogo zerkają na nas z ponad wody. Instruktaż “sternika” podkręca emocje. Nie wiem jak męska część naszej ekipy ale damska boi się! Wskakujemy do pontonów, miny mamy nie tęgie ;-)

Było zdecydowanie mniej strasznie niż nam się wydawało. Było super! Kilka mocnych uskoków, utknięcie między skałami, manewrowanie wspólnymi siłami (i ciałami), nowe siniaki i dużo śmiechu. Na ostatnie kilka minut spływu przesiadamy sie na bambusową tratwę, która zanurza się na tyle, że siedzimy tyłkami w lodowatej wodzie. Prymitywna konstrukcja i znikoma frajda. Płynąc widzimy słonie kąpiące się w rzece- jaka szkoda, że nasz wodoodporny aparat “przepadł” w Chiang Mai (pilnujcie swojego dobytku buszując po Night Market, zapinajcie torby i kieszenie!). Na mecie czeka na nas polowy Phad Thai. Jemy po kilka porcji- trochę z głodu, trochę bo nie chcemy jeszcze kończyć tej przygody. Na pożegnanie wymiana kontaktów- jeszcze kilka lat temu byłyby to adresy mailowe, dziś wymieniamy się facebookowymi nickami. Międzynarodowy krąg znajomych poszerza się- lubimy to :-)

 

 


2-dniowy trekking- 1300 bht/osoba


 

Dodaj komentarz