Bilans zysków i strat

Dziś mijają 2 miesiące od kiedy pomachano nam łapką na Okęciu i z domem spakowanym w dwie walizki wyruszyliśmy na drugi koniec świata. Ten skośny koniec. Nie jest to może jakoś strasznie długo, ale tu czas płynie inaczej i każdy dzień przynosi mnóstwo wyzwań dlatego jesteśmy dumni z tego, że przeżyliśmy ten okres bez większych uszczerbków na duszy, ciele i umyśle 😉 Najwyższy czas  (póki jeszcze pamiętam co się działo od początku) na pierwsze podsumowanie:

– mieszkaliśmy w 8 pokojach w 5 hotelach w 4 miastach,

– zwiedziliśmy 5 miast i 1 park krajobrazowy,

– lecieliśmy samolotem 7 razy,

– 1 raz byliśmy przeziębieni (obydwoje),

– 1 raz kąpaliśmy się w morzu (co potwierdza, że mieszkańcy wybrzeża robią to najrzadziej),

– 3 razy wybraliśmy się na wędrówkę po górach,

– 1 raz płynęliśmy łodzią, 4 razy jechaliśmy pociągiem i 1 raz tramwajem,

– odkryliśmy 1000 nowych naj- i 100 anty- smaków,

– widzieliśmy najdziwniejsze zakazy świata, np. zakaz wnoszenia balonów, rozkładania parasoli i plucia do kosza na śmieci,

– używaliśmy 3 walut,

– NIE przyzwyczailiśmy się do charcha spod śledziony…,

– dostaliśmy 3 wizy,

– poznaliśmy fajnych Polaków i nie- Polaków,

– jedliśmy żelki z wódką,

– widzieliśmy czerwone góry, pomelo w kształcie gruszek gigantów, kury i psa na skuterze,

– 1 raz mieliśmy zakwasy w łydkach od spieszenia się na samolot 😉

– 2 razy mieliśmy szczerze dość Chin,

– 1 raz się pobeczałam, 10000 razy się śmiałam,

– 100 razy Chińczycy robili nam zdjęcia jako nadzwyczajnym okazom,

– pierwszy komplement usłyszałam 5 minut po tym jak stanęłam na chińskiej ziemi (i to od kobiety),

– nauczyliśmy się kilkunastu podstawowych zwrotów i liczyć do 10 po chińsku (również na palcach- że to wcale nie takie oczywiste pisałam w chińskiej wyliczance),

– jedliśmy najpyszniejsze wariacje na temat naleśnika,

– poproszono nas o przywiezienie z Hong Kongu 4 puszek mleka w proszku,

– zaplanowaliśmy podróże, których starczyłoby na najbliższe 10 lat i ani nam się widzi cokolwiek odpuścić 😉

– przestały nas dziwić jednorazowe rękawiczki do jedzenia rękami w restauracjach,

– 1 raz statystowaliśmy przez chwilę w programie tv,

– 3 razy o mało nie kupiłam żółwia (chciałabym go nazwać Bob bo to idealne imię dla żółwia!),

– dostałam 2 propozycje pracy jako nauczyciel angielskiego,

– przeżyliśmy 1 chiński Golden Week (jest czego gratulować, oj jest!),

– nauczyliśmy się mówić „zajebiście” po hiszpańsku,

– 10000 razy nie dogadaliśmy się z Chińczykami,

– usłyszeliśmy 3 różne (bardzo od siebie odległe) terminy powrotu do Polski i wciąż nie wiemy jak długo tu zostajemy,

– 1 raz byliśmy w zachodnim hipermarkecie,

– doszliśmy do wniosku, że pałeczki są wygodniejsze niż nóż i widelec,

– doceniliśmy smak czekolady,

– 100 razy byliśmy zdziwieni tym, co znalazło się na naszym talerzu,

– nauczyliśmy się czytać chińskie hieroglify oznaczające „mięso”, „baranina”, „makaron”, „dużo” i bezbłędnie mówimy „poproszę dwa piwa” 😉

– odwiedziło nas 2 znajomych z Polski a my odwiedziliśmy 1-go,

– 4 razy mieliśmy kaca,

– wyćwiczyliśmy się w rysowaniu krzeseł, samolotów, pociągów, kopert etc. podczas prób dogadania się z obsługą hotelu i taksówkarzami,

– 1 raz jedliśmy kotlety mielone,

– zrobiliśmy 17 GB zdjęć,

– 1 raz powiedzieliśmy sobie „kocham cię” po chińsku 🙂

– 10000 razy myśleliśmy o naszych przyjaciołach w Polsce, o naszych rodzinach i… kocie!

3 thoughts on “Bilans zysków i strat

  1. „100 razy Chińczycy robili nam zdjęcia jako nadzwyczajnym okazom” i
    „10000 razy nie dogadaliśmy się z Chińczykami”
    jest cuudne ! 🙂
    PS. Tylko 4 razy piliście coś mocniejszego?? 😉
    Pozdrowienia

Dodaj komentarz